W tym całkowicie zmienionym świecie w okresie PANDEMII i egzaminów klas ósmych Koło PTTK „KRETY” chciało wrócić do jakiś form normalności i zadbać na łonie przyrody o siłę oraz odporność na różne drobne infekcje. Siedzenie w domu tylko zmniejsza naszą odporność i sprawność, dlatego wybraliśmy się w góry mniej uczęszczane i na trasy długie i trudne. Wyprawa była organizowana przez PTTK i dlatego nawet rodzice dzieci (członków PTTK) musieli zapisać się do PTTK Oddział Wisła. Ponieważ była to turystyka kwalifikowana w ramach działalności statutowej to nie było łatwo, chociaż pokonywane trasy były łagodne i urokliwe. Najczęstsze słowa wypowiadane w porze wieczornej, to: „ Znowu przeszliśmy ponad 30km”. Szczerze powiedziawszy planowaliśmy 102km w ciągu 4 dni, ( 26km, 29km, 29km i 18km – zgodnie ze wskazaniami na mapie ), ale przeszliśmy nieco więcej, gdyż w pierwszy dzień przeszliśmy dodatkowo labirynt w Błędnych Skałach, odeszliśmy w Karłowie 1km do Ośrodka Wycieczkowego Strzeliniec i to zdobiło dłuższą trasę. Co do pozostałych dni, to trzeba podkreślić, że w liczeniu długości trasy do każdego odcinka 10km trzeba doliczyć dodatkowy 1km na różne dojścia i dodatkowe kroki. Wycieczka była trudna (długie trasy), ale nie musieliśmy nosić ciężarów na placach ( towarzyszyło nam auto) i chociaż nie wszystkie restauracje były otwarte, to mogliśmy jednak zatrzymywać się na solidne posiłki w trakcie drogi. To spowodowało, że dzieci część jedzenia przywiozły do domu. Nic się nie zmarnuje, bo będzie zapas na drugą wycieczkę … .
Czas na ciekawostki z wycieczki:
Pierwszy dzień to długi przejazd z postojem na toaletę i śniadaniem do Dusznik Zdroju. Tam przy Stacji Orlen krótki postój – ubikacje, przepakowanie i właściwie wymarsz w góry. Doszliśmy łagodną trasą do góry Grodziec i po drodze nie spotykaliśmy ludzi. Szliśmy łąkami i lasami mijając dobrze przygotowana infrastrukturę turystyczną (ścieżki rowerowe, wiaty). Na naszej drodze spotkaliśmy ludzi dopiero podchodząc do Kudowy Zdroju. W mlecznym barze posililiśmy się naleśnikami i pierogami (za 20 osób zapłaciłam 70,4zł), skojarzyliśmy miejsce z poprzednim pobytem (basen), poznaliśmy ciekawostki miejscowości i wyruszyliśmy w stronę Błędnych Skałek. Podejście było ostre i grupa nieco się rozciągnęła. Przy wejściu do Labiryntu Skalnego spotkaliśmy pojedyncze rodziny i pary. Błędne Skały na trasie Głównego Szlaku Sudeckiego bardzo nam się spodobały. Po odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę właściwie po równym jak stół trakcie w stronę Karłowa. Najbardziej zachwyciła nas łąka „Pasterska Łąka” między pasmem Lisi Grzbiet a Grupą Strzelińca ( około 1,5km) i piękny śpiew skowronków przy zachodzącym słońcu. Doszliśmy do ośrodka i po rozlokowaniu w trzech domkach o godz.19.45 poszliśmy na obiadokolację. Duże porcje do wyboru piersi kurczaka, schabowego i smażonego sera. Były problemy z dojedzeniem. W każdym z domków był aneks kuchenny z lodówką i sprzętem kuchennym, więc można było zrobić sobie herbatkę, słodką chwilę lub inne jedzenie. Kuchnie zostały wykorzystane przy śniadaniu następnego dnia. Grupa dość szybko, bo około 22.00 poszła spać .
Drugi dzień to pobudka o 7.00, śniadanie, pakowanie i zabawy z piłką. W aucie przy wieczornym rozpakowaniu znaleźliśmy dwie piłki i rankiem chłopcy odbijali piłkę siatkową. Wyruszyliśmy około 8.30 i udaliśmy się w stronę Strzelińca. Nie weszliśmy na najwyższy szczyt G. Stołowych (zaplanowaliśmy długie przejście dzienne) tylko szybko szeroką leśną drogą szliśmy w stronę Skalnych Grzybów. Tam był odpoczynek i przerwa na posiłek. Pogoda nam dopisywała i nie było zbyt gorąco. W drodze do Wambierzyc musieliśmy na jakieś 15 min. ubrać peleryny, ale do Śląskiej Jerozolimy ( 16 bram wjazdowych i położenie na wzgórzach) dotarliśmy już w pięknym słońcu. Pan Bartek, który szukał miejsca posiłku, był w lekkim szoku, gdyż większość restauracji była zamknięta a polecany przeze mnie Dom Pielgrzyma okazał się wspaniałym hotelem z restauracją. Zjedliśmy tam pożywne i smaczne zupy ( z jajkiem i kiełbaskami) oraz frytki. Polecamy to miejsce na posiłek, gdyż ceny były przystępne a dorosłym kelnerki zaoferowały darmową kawę. Zadowoleni wychodziliśmy z Wambierzyc i przechodziliśmy przez szerokie rozległe pola zbóż. Droga do Ścinawki w pełnym słońcu dała się nam we znaki. Wejście na Górę Wszystkich Świętych było męczące, ale dzieci jak zobaczyły wysoką (czerwoną) wieżę widokową to na wyścigi wspinały się na jej szczyt. Potem minęliśmy Kościelec z Sanktuarium MB i dużą ilością schodów w dół i zaraz po zejściu przy drodze był budynek naszej agroturystyki w Słupcy, części Nowej Rudy. Byliśmy jedynymi gośćmi i czekał na nas grill. Było dla nas dorosłych szokiem jak dzieci czekając na kiełbaski skakały na trampolinie i grali w piłkę. Około 23.00 wszyscy już byli w lóżkach, ale do 24.00 z niektórych pokoi dochodziły głosy rozmów.
Trzeci dzień obudził nas lekkim deszczykiem. Zgodnie z prognozami na ten dzień miały spotykać nas deszcze i burze. Po wspólnym posiłku i zrobieniu kanapek, szybko spakowaliśmy się i udali w trasę ciesząc się brakiem deszczu. Przemarsz przez miasto i dojście na Srebrną Przełęcz pokonała grupa przed planowanym czasem. Dookoła padał deszcz a naszą grupę wędrowców opady oszczędzały. Przy podejściu na Twierdzę w Srebrnej Górze musieliśmy ubrać peleryny i w kawiarni twierdzy mieliśmy chwilę wytchnienia i posiłku. Nie dało się zamówić, czy dowieść pizzy ( zakaz wjazdu). Pan Bartek z Moniką wybrali się na zwiedzanie obiektu militarnego a pozostali członkowie wyprawy udali się w dalszą drogę czerwonym szlakiem. Obeszliśmy głębokie fosy Twierdzy i zaczęliśmy naszą przygodę z Górami Sowimi. Szeroki trakt, zdrowy las i góra, dół. Dochodząc do Przeł. Woliborskiej słyszeliśmy dziwne wycie auta rajdowego. Okazało się, że droga na Przełęczy była zamknięta i robione są testy auta rajdowego. Robiąc przerwę na posiłek obserwowaliśmy pracę całego zespołu ekipy rajdowej. Wypoczęci ruszyliśmy w dalszą 7,5km drogę. Dwa wejścia na Popielów i Kalenicę dość ostre, były dla nas męczące, gdyż mieliśmy już sporo kilometrów w nogach. Około 19.15. byliśmy już w schronisku Zygmuntówka. Tutaj przykra niespodzianka, gdyż do zjedzenia były jedynie pierogi, bigos, naleśniki, ale dzieci miały wiele własnych produktów i można było zaspokoić głód. Po kolacji większość poszła spać, gdyż w nocy zaczął mocno padać deszcz i trzeba było siedzieć w budynku.
Czwarty dzień tradycyjnie rozpoczął się o 7.00 godz. pobudką. Dorośli przygotowali śniadanie, kanapki i wszyscy mogli najeść się do syta. Ostatni dzień miał być najprzyjemniejszy, ale deszcz zmienił nasze odczucia. Ubrani w peleryny udaliśmy się na Jugowską Przełęcz i zastawiliśmy w aucie cięższe bagaże. Trzeba powiedzieć, że chłopcy okazali się dżentelmenami i pomagali nieść ciężkie torby z zapasowym jedzeniem i ubraniami. Zaplanowaliśmy wyjście na Wielką Sowę ( 5 km) – najwyższy szczyt tego pasma ( 1015m npm) i dłuższy postój. Niestety w wiatach na szczycie Sowy było zimno i mokro, wszystko było pozamykane i dlatego szybko zeszliśmy do schroniska „Orzeł” . Była przerwa na ciepłą herbatkę i batonik a w międzyczasie przestał padać deszcz. Wypoczęci udaliśmy się na Włodarz i następnie niebieskim szlakiem do Głuszycy ( 10km). Tam w „Jadle” zjedliśmy solidną porcję schabowego lub piersi kurczaka i po przebraniu mokrych butów, ubrań zadowoleni wygodnie siedliśmy w busie i o godz. 16.30 wyruszyliśmy do domu. Szczerze powiedziawszy nie było widać po dzieciach zmęczenia po przejściu tak długiej trasy. Około 21.00 byliśmy w Ustroniu, zadowoleni i szczęśliwi, że to koniec i…, że będzie ciąg dalszy.
Zdobyliśmy 4 Brązowe i 9 Srebrnych Odznak Głównego Szlaku Sudeckiego i wiele punktów do innych odznak, ale weryfikacją zajmę się dopiero we wrześniu po powrocie do szkoły. Ten bilans ulegnie zmianie, gdyż planowana w sierpniu wyprawa spowoduje zdobycie jak sądzę około 24 dodatkowych Odznak różnego stopnia. Zapraszam na wycieczkę od 7.08 – 14.08.2020. Dziękuję Rodzicom za pomoc. MSKukuczka
Poniżej kilka zdjęć z wyprawy: